KSIĄŻĘ NIEZŁOMNY
Gdym przekładał „Księcia Niezłomnego”, tarzałem się po ziemi, wystawiłem sobie, że jestem tym księciem Portugalii, który za ojczyznę oddał swój żywot i dźwigam kajdany Maurów. Darłem piersi moje, połykałem proch na podłodze zamiatany… – opowiadał o stworzonym w 1843 roku przekładzie z Calderona, a właściwie samoistnym dziele, Juliusz Słowacki. Dziś, po 180 latach, takie przeżywanie i taki bohater – fanatyczny i chełpiący się swym katolickim fanatyzmem – wydają nam się dosyć osobliwe. Jednak poświęcenie – nawet życia – w imię wyznawanych wartości (w tym dla ojczyzny) już za takie nie uchodzi. W czasie wojny w Ukrainie, kiedy tysiące młodych ludzi poświęca swoje życie w obronie wolności, kiedy my wszyscy niedawno zostaliśmy skonfrontowani z pytaniem o to, co zrobimy, jeśli wojna rozprzestrzeni się na Europę, kiedy zadziwiająco odważnie przeszliśmy test jako społeczeństwo, przyjmując falę uchodźców, temat walki o własną prawdę, walki do końca, wydaje się szalenie istotny. I wiąże się z pytaniem, jaki świat chcemy budować dalej: czy ten oparty na konflikcie i wojnie, na wiecznej walce interesów (religijnych czy państwowych), czy świat oparty na miłości i wzajemnym szacunku. Nasz Książę przechodzi radykalny proces indywiduacji (miał na to 180 lat). Od uwikłania w sprawy wojny/walki/nienawiści/ego do wyrzeczenia się przemocy (zgodnie z hinduską zasadą ahimsa, czyli „niekrzywdzenia”), do walki prowadzonej bez jej użycia, a nawet do poddania się losowi, który wymaga od niego ofiary z życia na rzecz idei miłości. Jest więc współczesnym Jezusem („nie Chrystusem”), który, by być wiernym jego filozofii, musi się wyrzec wszelkich społecznych, religijnych, systemowych struktur. Taka postawa dziś wydaje się być paradoksalnie możliwa i uniwersalna. Może właśnie ona znaczy dziś „niezłomność”. Małgorzata Warsicka, Jarosław Murawski